poniedziałek, 18 września 2017

18. "W LINII PROSTEJ" DAMIEN BOYD ORAZ "TAJEMNICA WYSPY FLATEY" VIKTOR ARNAR INGÓLFSSON



Autor: Damien Boyd
Tytuł: W linii prostej
Wydawnictwo: EDITIO BLACK
Ocena: 3.5/5
Polecam: W SUMIE TAK, CHOCIAŻ

Autor: Viktor Arnar Ingólfsson
Tytuł: Tajemnica Wyspy Flatey
Wydawnictwo: EDITIO BLACK
Ocena: 4.5/5
Polecam: TAK



Z racji tego, że są to dwa kryminały tego samego wydawnictwa i oba są stosunkowo krótkie, w sam raz na jeden, góra dwa wieczory? Postanowiłam połączyć ich recenzję, tak byście na spokojnie mogli zadecydować, czy jesteście nimi zainteresowani, czy jednak niekoniecznie. Obie pozycje w głównej mierze przeczytałam w trakcie mojej podróży do i z Zakopanego, więc jak sami widzicie, są to lektury, które szybko się czyta i dodatkowo nie zanudzają czytelnika zbędnymi opisami, które niepotrzebnie tylko sztucznie zwiększałyby ilość stron, co bardzo często zraża mnie do danej pozycji, powodując, iż ciężko jest mi się skupić na tym, co czytam.

* * *

"Jake Fayter... handlował narkotykami... zabiło tę dziewczynę nazwiskiem Williams... kurwa..."


"W linii prostej" to kryminał brytyjskiego prawnika, Damiena Boyda, specjalisty od prawa karnego i autora bardzo popularnych powieści kryminalnych. Jest też to pierwszy tom z cyklu o komisarzu Dixonie, o którym z pewnością w związku z tym usłyszymy jeszcze nie raz. Czy w ogóle jest na co czekać? "W linii prostej" zaczyna się od śmierci Jake'a Faytera, który podczas wspinaczki odpada od skały i w wyniku upadku z kilkudziesięciu metrów ginie. Początkowo wszyscy założyli, że stał się nieszczęśliwy wypadek, jednak czy aby na pewno? Jake należał do tych osób, które do swoich wypraw przygotowują się bardzo skrupulatnie i nie pozwalają sobie na błędy. Komisarz Nick Dixon zatem postanawia rozwikłać zagadkę śmierci swojego przyjaciela. Był kiedyś partnerem wspinaczkowym Jake'a i doskonale znał jego styl. Niestety informacje, które Dixon zbierze podczas śledztwa? Zmienią wszystko. A ofiar przybędzie. 

~

Moje odczucia w stosunku do książki i głównego bohatera są dosyć mieszane. Mimo, iż udało mi się przeczytać książkę właściwie w jeden dzień? To jednak nie udało mi się wciągnąć w akcję na tyle, żeby zupełnie mnie pochłonęła. Kolejne strony czytałam głównie dlatego, że zależało mi na odpowiedzi na pytanie: KTO ZABIŁ? A dla mnie to trochę za mało, żeby książką się zachwycić. Dodatkowo bycie laikiem w kwestii wspinaczki górskiej powodowało, że wszystkie wstawki dotyczące tego sportu, żargon i skróty tylko mnie irytowały.

Również sam Dixon nie wzbudził mojej sympatii - w książce w głównej mierze jest protekcjonalny w stosunku do osób, z którymi przychodzi mu współpracować. Jako że w życiu "realnym" bardzo trudno jest mi takie osoby zaakceptować, problem ten pojawił się również w trakcie czytania. Pozycja Dixona i jego doświadczenie w moim prywatnym odczuciu nie są wystarczającym powodem, by pozostałych traktować z góry, dając im odczuć, że są gorsi. Dodatkowo fakt, że posiada psa, Monty'ego, którym właściwie w ogóle się nie zajmuje, poza sporadycznymi spacerami? Sprawił, że mimo starań, nie udało mi się go polubić. Sama jestem właścicielką czworonoga i nie wyobrażam sobie, żeby moja opieka nad nim polegała na zamykaniu go na wiele godzin w samochodzie, w końcu pies to nie maskotka. O samym Dixonie też niewiele się w pierwszym tomie dowiadujemy, stąd być może moja rezerwa. Być może kolejne tomy przybliżą go jako "człowieka" i wtedy wzbudzi moją sympatię? Czy zatem warto przeczytać tą książkę? Jeśli jesteście fanami kryminałów? To raczej nie powinniście się zawieść, jednak nie oczekujcie też wielkiego wow.

* * *




"To Kjartan omal nie wywrócił się o zwłoki, gdy zapuścił się między
kilka skał. Kolor zielonej kurtki zlewał się z trawą, kaptur był naciągnięty
na czaszkę, tak że ledwo było widać nagie kości. Spodnie i buty kryły 
dolne partie ciała. Smród zgnilizny unosił się w powietrzu, a nad zwłokami
krążył rój much.
- Tu jest! - krzyknął Kjartan głosem, w którym nie rozpoznał
własnego."


"Tajemnica Wyspy Flatey" to książka autorstwa Viktora Arnara Ingólfssona, jednego z najbardziej poczytnych autorów powieście kryminalnych w Islandii. A sam kryminał jest dość nietypowym połączeniem elementów powieści detektywistycznej oraz licznych nawiązań do świata dawnych wikingów. Akcja książki dzieje w ciągu kilku czerwcowych dni roku 1960 na maleńkiej wyspie Flatey, na której wieki temu wybudowano małą osadę. Z dala od zgiełku wielkich miast mieszkańcy żyją tu w spokoju, w ciszy, bez pośpiechu i w zgodzie z rytmem natury. Małomiasteczkowej sielanki osady nic nie zakłóca - aż do momentu, kiedy na jednej z sąsiadujących wysepek? Zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Jak to się stało, że w ogóle znalazł się na tej wyspie? Kim był? Kto jest odpowiedzialny za jego śmierć? Te pytania zaczynają burzyć spokój mieszkańców, a przybycie na Flatey Kjartana, przedstawiciela prefekta z Patreksfjördur, rozpoczyna śledztwo, które zaskoczy każdego z Was. Dlaczego?

~

Ponieważ ten kryminał w niczym nie przypomina tych, z którymi mamy z reguły do czynienia. Klimat wyspy, mentalność jej mieszkańców i wszechobecny mit, wręcz kult średniowiecznego manuskryptu: księgi "Flateyjarbók", zbioru sag i eposów o starodawnych wikingach, oraz związanej z nią pewnej zagadki? Dodaje niepowtarzalnego smaczku samej historii. Akcja książki rozwija się pomału, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Dzięki temu miałam możliwość poznać mieszkańców - ich historię, poglądy, ale również stosunek do zmarłego i mitów o wikingach. Nic w tej historii nie jest oczywiste, a skrywające przez mieszkańców tajemnice? W zadziwiający sposób łączą się ze znalezionym ciałem. O dziwo w kryminale tym nie ma jednego głównego bohatera. Jest ich wielu i każdy odgrywa znaczącą rolę w śledztwie. Na swój sposób przywiązałam się do tych ludzi i z pewną nostalgią odkładam książkę na półkę. Przyznam szczerze, że zakończenie zaskoczyło mnie, co jest dodatkowym atutem tej pozycji. Jeśli szukacie interesującego i magicznego w swojej odsłonie kryminału, który do samego końca będzie trzymał Was w napięciu? To jest to książka zdecydowanie dla Was! Miłej lektury! :)


Za egzemplarze recenzenckie serdecznie dziękuję:



26 komentarzy:

  1. Również czytałam "W linii prostej", taka książka na raz. Krótka, o niezbyt wymyslnej fabule, ale niezła. Troszkę mało krwawa ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - na raz, a ja jednak wolę bardziej rozbudowaną fabułę i zdecydowanie zupełnie inny charakter bohatera 😉 Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Uwielbiam kryminały i w sumie obie zrecenzowane przez Ciebie książki mnie zainteresowały :) Muszę się za nimi rozejrzeć :)

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
    oliviaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że obie pozycje przypadły Ci do gustu, mam nadzieję, że będzie Ci się je dobrze czytało! 😘 Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! 😉

      Usuń
  3. Mimo niższej oceny i tego jak opisałaś Dixona to bardziej zainteresowała mnie właśnie pierwsza książka :D na pewno sięgnę po "W linii prostej" :)
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością jest łatwiejsza w odbiorze - mimo wszystko specyfika Wyspy Flatey może sprawiać trudności i początkowo zniechęcać, ale jak da się jej szansę? To się nie żałuje :) Dziękuję za wizytę! :*

      Usuń
  4. Kompletnie nie mój gust książkowy, ale ciekawe się czytało Twoje recenzje. Zdjęcia też są interesujące :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło, że tak mówisz, przyznam szczerze ja mam podobnie z Twoimi recenzjami - mangą się w ogóle nie interesuje, ale lubię je sobie poczytać, bo interesująco piszesz i z oddaniem, a to ważne :) Pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. Ja czekam na kolejny tom serii o Dixonie, może okaże się kimś więcej, niż tylko aroganckim detektywem ;)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, bo mam nadzieję, że jak Go lepiej poznam? To Go polubię, bo narazie z tym słabo 😂

      Usuń
  6. Pierwszy raz widzę i czytam o nich, całkiem ciekawie się zapowiada więc może się skuszę :)
    Pozdrawiam
    http://onlybooks-jdb.blogspot.com/2017/09/tysiac-odamkow-ciebie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm mam nadzieję, że jak się zdecydujesz je przeczytać, to przypadną Ci do gustu :) Pozdrawiam i dziękuję za wizytę :)

      Usuń
  7. Mnie również przeszkadzał żargon dotyczący wspinaczki, ale nie było to dla mnie aż tak wielkim problemem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie, chociaż jakoś mnie szczególnie nie interesował i może dlatego mi przeszkadzał :)

      Usuń
  8. W tajemnicy wyspy flatey zakochałam sie od pierwszej przeczytanej o niej recenzji, natomiast o "w linii.." jeszcze nie słyszałam, ale wydaje się idealną na jeden jesienny wieczorek :)
    Pozdrawiam, Domi z ohbookishme.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że obie przypadną Ci do gustu jeśli zdecydujesz się je przeczytać :) Pozdrawiam! :)

      Usuń
  9. Idealnie się zagrałyśmy - mnie też "W linii prostej" nie przypadło do gustu, a brak zaangażowania w życie psa denerwowało. Za to"Tajemnica wyspy Flatey" była bardzo ciekawa i zupełnie inna od tego, co serwują nam na co dzień ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, cieszę się, że mamy podobne zdanie na temat obu tych pozycji, zupełnie nie rozumiem po co w ogóle był nakreślony wątek z psem, skoro nie poświęcono mu należytej uwagi? Kto w ogóle w ten sposób "zajmuje się" psem?! Pozdrawiam! :)

      Usuń
  10. Okładki są przyjemne, zwłaszcza ta wyspiarska i to chyba by było na tyle. Nie mój gatunek, ale szkoda, że Tobie się nie podobało, bo jednak milej czytać książki, które zachwycają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z pewnością, chociaż akurat mi ta druga książka się spodobała :O ha ha A tak poza tym to przyznam szczerze, że kryminały i powieści sensacyjne to moja słabość :) Pozdrawiam! :)

      Usuń
  11. Dixona było za mało w Dixonie. Słowniczek pojęć wspinaczkowych mógłby być z przodu, ale ogólnie fajnie się czytało. W sumie to nie zwróciłam uwagi na podejście do psa;P

    Flatey ....to imiona były masakryczne :D ale połaczenie trzech rożnych osób w jeden watek- wow. Lekko i przyjemnie się czytało.

    Obie ksiażki były tzw."popołudniowe" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tutaj muszę się z Tobą zgodzić - te islandzkie imiona i nazwiska to jakaś masakra dla Polaka :) Fatalnie mi się je czytało i pewnie nie raz w głowie je zupełnie przekręcałam :) Pozdrawiam! :)

      Usuń
  12. "W linii prostej" mnie zaintrygowało - nie tak, żeby rzucić wszystko i lecieć do biblioteki, ale tak, żeby dopisać do listy "Do przeczytania" :)
    Świetne recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobają :) Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  13. Uwielbiam kryminały i po ten z pewnością sięgnę :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Hej! Bardzo Ci dziękuję, że pojawiłaś/łeś się na moim blogu - będzie mi tym bardziej miło, kiedy zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza. Dziękuję! :)

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.