Autor: JOJO MOYES
Tytuł: WE WSPÓLNYM RYTMIE
Wydawnictwo: WYDAWNICTWO ZNAK
Ocena: 4.5/5
Polecam: TAK
"Wydała z siebie długi, drżący oddech. Och, tak łatwo było Macowi wpaść w złość, znów odgrywać dobrego glinę. Łatwo być miłym, gdy to nic nie kosztuje. Tak właśnie wyglądało ich małżeństwo. Ukryła twarz w dłoniach, oddychała zapachem taniego środka do czyszczenia łazienek, czekając aż rozjaśni się jej w głowie. Nie chciała, by zobaczył, jak zraniły ją jego słowa. Nie chciała okazywać przy nim żadnych uczuć."
Od
zawsze kochałam konie. Fascynowały mnie swoim pięknem i dostojnością,
płynnością ruchów i harmonią, która od nich bije. Przez całe dzieciństwo
marzyłam o możliwości jazdy konno, jednak w małym miasteczku, w którym
mieszkałam, plus biorąc pod uwagę fakt, że byłam wychowywana przez samotną
matkę, nauczycielkę nota bene, było to niemożliwe – i fizycznie (brak stadniny
i koni), i finansowo. Jednak tego marzenia z dzieciństwa nigdy nie zapomniałam.
I już jako dorosła osoba, miałam możliwość przekonania się – czym tak naprawdę
jest jazda konna i kontakt z koniem. Niestety w obu przypadkach trafiłam do
stadnin, gdzie sposób podejścia do uczniów był zdecydowanie poniżej poziomu,
więc mimo, że bardzo mi zależało, zrezygnowałam. Ale zrobiłam to bez żalu,
naprawdę. Spełniłam swoje marzenie, doświadczyłam tego niesamowitego uczucia i
wiem, jak to ‘smakuje’. Kiedyś może powrócę i znowu poczuję tą magię bezpośredniego
i wyjątkowego kontaktu bliskości ze zwierzęciem.
~
Najnowsza
książka Jojo Mores kręci się głównie wokół koni, a raczej jednego, szczególnego
i wyjątkowego konia, oraz pewnej szczególnej szkole, w której dzieją się rzeczy
niewyobrażalne dla laika w świecie ujeżdżania. Czytając o Boo niejednokrotnie
poczułam ten ucisk nostalgii, że to już nie mój świat. Mimo, że tylko ‘liznęłam’
temat, to mimo wszystko pokochałam jazdę konną i to poczucie wyzwolenia i
wolności jakie daje. Jednak „We wspólnym rytmie” to coś więcej, niż opowieść o ujeżdżaniu
i koniach, jest to opowieść przede wszystkim o życiu – o jego wzlotach i
upadkach, o momentach, które warto nosić w swoim sercu, ale również takich,
które to serce w bólu ściskają. Życiu, którym żyje każdy z nas. Marząc,
kochając, popełniając błędy, dążąc do celu i poddając się, poświęcając się i
będąc egoistami, wierząc i rozczarowując się, marząc i roniąc łzy rozpaczy,
bezsilnej złości i żalu. I za to koniec końców pokochałam tą książkę i myślę,
że jednak sięgnę również po inne pozycje Jojo Moyes.
~
Nie
będę jednak ukrywać, początkowo książka, a raczej jej bohaterowie, mocno mnie
irytowali, wręcz działali mi na przysłowiowe nerwy. Dopiero z czasem, myślę, że
gdzieś za połową książki – zaczęłam rozumieć motywy ich działania, oraz ich
charaktery, a w głównej kobiecej bohaterce, w końcu odnalazłam siebie. Równie
pogubioną w swoim życiu, zestresowaną, poświęcającą się pracy, bojącą się
czasem wyjść poza ramy oczekiwań, nie umiejącą mówić o swoich uczuciach
szczerze i otwarcie, stęsknioną za czymś, co wydaje się niemożliwe do
osiągnięcia. Natasha to swoiste alter ego mnie, oczywiście nie pod każdym
względem, ale wystarczająco mi bliskie, żeby sprawić, że przeczytałam książkę
trzymając prawie cały czas zaciśnięte kciuki za to, żeby jej się w końcu udało,
żeby po tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu obecnie, ale również w
ostatnim roku, kiedy jej drogi z ukochanym mężem Macem rozeszły się, udało się
jej być szczęśliwą, tak jak na to zasługuje.
~
Pewnie
dziwi Was dlaczego nie wspominam o Sarze i jej dziadku, ale powód jest jeden,
nie polubiłam tej bohaterki – owszem za jej talent i to, czego dokonała bardzo
ją szanuję i na swój sposób podziwiam, ale sposób w jaki się zachowywała w
książce, w jaki została ‘napisana’? Sprawił, że pomimo usilnych prób, nie byłam
w stanie obdarzyć ją pozytywnymi uczuciami – strasznie mnie irytowała, wręcz
momentami wkurzała, wielokrotnie nie potrafiłam zrozumieć jej działania, a
powody, którymi się motywowała i usprawiedliwiała, nie były dla mnie
wystarczające. Przez większą część książki czułam się jak Natasha w stosunku do
Sary, nie mogłam pojąć tej dziewczynki i czasem nawet nie próbowałam – aż do
momentu, kiedy na końcu książki ich relacja się zmieniła. Nie sprawiło to, że
polubiłam Sarah, ale odczułam swego rodzaju ulgę, że jednak jej też się
ułożyło. Jeśli chodzi o historię jej dziadka i babci? Myślę, że zasługują na
własną powieść, ponieważ ich historia momentami wydawała mi się o wiele
ciekawsza od tej, o której autorka zdecydowała się opowiedzieć. Czy jestem
odosobniona w tym odczuciu?
~
Jestem
ciekawa Waszej opinii, czy książka Wam się podobała? Szczególnie pytam tutaj te
osoby, które już miały wcześniej styczność z twórczością Jojo Moyes – książka Was
rozczarowała, czy zachwyciła? Oh i czy tyko mnie irytowały te boczne komentarze
blogerek? Nie mówię tu o ich treści, chodzi mi o sposób ich graficznego umieszczenia,
strasznie irytujący – czy nie można było umieścić ich w treści? W nawiasie?
Inną czcionką? Albo chociażby na tych marginesach, ale nie pisanych bokiem, ponieważ
to ciągłe przewracanie książki na bok? Sprawiło, że gdzieś od połowy przestałam
je czytać. Książkę koniec końców zdecydowanie polecam, mam nadzieję, że i Wam
się spodoba.
Przez całe dzieciństwo konie mi towarzyszyły, każdego dnia. Do tej pory mam do nich ogromny sentyment. Książka wydaje się ciekawa, nawet zastanawiałam się nad jej zakupem. :)
OdpowiedzUsuńWidziałam te komentarze blogerek po bokach i też nie podobał mi się sposób, w jaki zostały umieszczone :)
Buziaki ☺
O widzisz, to na pewno była dla Ciebie niesamowita radość, bo konie to naprawdę szczególne zwierzęta... Książka jest ciekawa, celowo nie napisałam o czym dokładnie jest - ponieważ zawsze wychodzę z założenia, że to odbiera radość czytania :) A co do komentarzy, to naprawdę, osobiście uważam, że można było je inaczej umieścić, bo w ten sposób po prostu są nieczytelne i irytujące :| Dobrego dnia i dziękuję, że zajrzałaś :*
UsuńBardzo lubię Jojo Moyes. Osobiście czytałam tylko dwie jej książki, ale na resztę muszę znaleźć czas oraz pieniądze. Mam sporo zaległości. Pewnie znowu to będę odkładać.
OdpowiedzUsuńWe wspólnym rytmie bardzo mnie zachęca, chociaż nie jestem fanką koni, czy zwierząt.
pozdrawiam, polecam-goodbook.blogspot.com
Hmmm to myślę, że warto przeczytać ją chociażby dla samych bohaterów, chociaż nie będę Cię oszukiwała, wątek koni jest jednak istotny. Powiem Ci szczerze, że mam wciąż mieszane uczucia związane z tą książką, głównie w związku z nastoletnią bohaterką, dla mnie osobiście była strasznie irytująca :o W każdym bądź razie dziękuję serdecznie za komentarz i również pozdrawiam :)
UsuńJa się boję koni, zawsze się bałam i chyba zawsze będę się bała. ;) Wyzwaniem ogromnym dla mnie, jako fotografa, była właśnie sesja ślubna, plener z koniem. A o jego obecności (konia w sensie :p) dowiedziałam się 10 minut wcześniej. Może to lepiej? ;) Przetrwałam, żyję, ale na konia nie wsiądę. :D
OdpowiedzUsuńLektura książki jeszcze przede mną, czeka cierpliwie na półce. Mi to wydanie z komentarzami akurat bardzo się podoba, forma też mi odpowiada, chociaż nie wiem, jak to będzie podczas czytania. ;) Co do samej Moyes - lata temu czytałam "Zanim się pojawiłeś". Wtedy przepadłam i przepadłam też rok temu, przypominając sobie treść książki przed pójściem do kina. Lubię autorkę, chociaż czasem muszę ją troszkę dłużej pomęczyć, żeby totalnie wpaść w jej świat. ;) Bardzo rozczarowało mnie "Razem będzie lepiej", ale po czasie doszłam do wniosku, że sięgnęłam po książkę w nieodpowiednim momencie. ;)
No właśnie widzisz, mi się książka ogólnie podobała, ale niestety były też momenty, kiedy chciałam odłożyć ją na bok, poirytowana zachowaniem bohaterów, szczególnie tej nastoletniej Sarah, wokół kręci się książka... Za to po jakimś czasie polubiłam Natashę i Maca i to mi zrekompensowało braki w lekturze, które mi przeszkadzały �� A co do koni, między innymi strach przed tym co może się wydarzyć i niefrasobliwość stadniny w podejściu do nauki jazdy konnej spowodowały, że zrezygnowałam. Po ostatniej jeździe na jesieni, przy źle oświetlonym wybiegu, błocie wszędzie i narowistym koniu, który stanął mi dęba dwa razy, przestraszyłam się i nigdy nie wróciłam. Zwłaszcza, że wtedy na wybiegu był drugi koń, który nie lubił się z tym, na którym ja jechałam, a jego jeździec był równie niedoświadczony jak ja, więc możesz sobie wyobrazić... ���� Dziękuję, że zajrzałaś ��
OdpowiedzUsuńKonie to jedne z najpiękniejszych zwierząt na świecie. Dużo czytałam o tej książce i nadal nie wiem czy ją czytać czy nie, ale ta tematyka z tym koniem bardzo mnie przekonuję, więc pewnie z czasem w końcu po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni, kocham konie i od zawsze mnie fascynują, a co do lektury tej książki, była to moja przygoda z Moyes i nie wyrwała mnie z butów, co nie znaczy, że jest zupełnie zła :)
Usuń